Choć bardziej utożsamiamy go z rockiem i folkiem, to soulowy żar zawsze był nieodłącznym elementem jego wokalnych interpretacji, częściowo wzorowanych na Jamesie Brownie.
Boss ze swoją nieodłączną chrypką śpiewa tu pewnie, z dużą swobodą i radością, jaką sprawia możliwość obcowania z piosenkami, które głęboko zakorzeniły się w jego artystycznej duszy. Dba przy tym o wszystkie szczegóły i niuanse charakterystyczne dla nagrań z lat 60.
Już sama szata graficzna albumu wskazuje na to, z jaką epoką będziemy mieli do czynienia. Podkreśla to także doskonała produkcja jego stałego kompana Rona Aniello, udział sekcji dętej The E Street Horns, pełne rozmachu aranżacje smyczkowe Roba Mathesa oraz stylowe chórki, tak charakterystyczne dla tamtych piosenek (The Supremes, The Temptations).
W dwóch utworach towarzyszy mu 87-letni wokalista Sam Moore, jeden z pionierów R&B, który tym samym daje produkcji pieczęć autentyczności.
Columbia/Sony Music