Jak na hiphopowe standardy płyta jest dość krótka, bo trwa niewiele ponad pół godziny. Ale i tak Kendrick Lamar zawarł tu wszystko to, co najciekawsze wydarzyło się w tej muzyce w ostatnich latach.
Amerykanin z powodzeniem scala w swojej twórczości klasyczny soul, p-funk, r`n`b, disco, pop, hip hop i jazz. Szczególnie ważny jest tu jazzowy aspekt, bo, jak sam przyznaje, równie istotne dla niego były płyty hiphopowych klasyków, na czele z N.W.A, A Tribe Called Quest i Dr. Dre, co albumy jazzowych mistrzów z kolekcji rodziców.
Większość kawałków powstała podczas pracy nad "To Pimp the Butterfly". Kendrick Lamar zbytnio ich nie dopieszczał, przedstawił w nieoszlifowanych, spontanicznych wersjach. Partyzancki charakter produkcji podkreśla także surowa okładka i całkowity brak reklamy albumu. Jeżeli tak znakomicie prezentują się odrzuty, to strach pomyśleć, co będzie się działo na kolejnej płycie artysty.
UNIVERSAL