Recharged

LINKIN PARK
Recharged

Inne
Nasza ocena
Wykonanie:
Nagranie:
Nowy album Linkin Park, zawierający remixy tuzów electronic dance music, to najlepsza rzecz, jaką ten zespół wypuścił od ładnych paru lat. Z całą pewnością ta płyta jest lepsza niż poprzednia tego typu i, co najważniejsze, spuszcza srogi łomot - niezależnie czy dany remix to breakbeat, trap czy progresywny house.

Nowy album Linkin Park, zawierający remixy tuzów electronic dance music, to najlepsza rzecz, jaką ten zespół wypuścił od ładnych paru lat. Z całą pewnością ta płyta jest lepsza niż poprzednia tego typu, co najważniejsze, spuszcza srogi łomot - niezależnie czy dany remix to breakbeat, trap czy progresywny house.

Przeważnie wieści o pracach nad takimi wydawnictwami kompletnie mnie nie ruszają, Nie tym razem. Dobór producentów zajmujących się remiksami  niespecjalnie zapadającego w pamięć albumu jest - delikatnie mówiąc - znakomity. Nie mam tutaj na myśli tylko gigantów jak brytyjski, zawsze walący po pysku duet Killsonik bądź doskonale czujący zarówno electro, jak i drum n bass kwartet Dirtyphonic, a nawet, nie myślę o niekwestowanym bogu muzyki elektronicznej Paulu Van Dyk`u.

Najbardziej łakomymi kąskami na "Recharged" są produkcje m.in. naszego rodaka Toma Swoona, podopiecznego Ultra Records, oraz genialnego performera i producenta, wciąż niedocenianego w głównym nurcie, łysola Enferno (sprawdźcie jego remixy "Live" na profilu YouTube) czy wypływającego na szerokie wody (dzięki m.in. współpracy z Macklemore`m ) Schoolboya.

Gatunkowi puryści będą się zarzekać, że zarówno progressive house`owe, jak i electro houso`we produkcje powyższych artystów to nihil novi. Ale jednak znacząco wyróżniają się one na tle reszty kompozycji. Cechuje je fantastyczny aranż i lekkie podrasowanie głównych tematów znanych wcześniej utworów jednych z ojców nu-metalu.

Co bardziej istotne, oba powyższe remixy już od jakiegoś czasu sprawdzają się w setach powyższej dwójki. To dość istotna kwestia, gdyż w przeciwieństwie do np. remixów Mike`a Shinody nadają się i do regularnego odsłuchu w domowym zaciszu i prezencji na żywo.

Wady? Średnio dobrany feat z udziałem Steve`a Oakiego, który - znając jego produkcje - niespecjalnie wysilił się przy "A Light That Never Comes", o ile w ogóle coś robił. Co więcej, zupełnie nie przypadł mi do gustu rework tegoż samego utworu w wykonaniu Ricka Rubina ani stricte hip-hopowa wersja "Skin To Bone”" czy wprost paskudne, rażące uszy i kompletnie niemajace nic wspólnego z oryginałem "Until It Breaks". Panowie mogli sobie spokojnie odpuścić te wersje i skupić jedynie na "trendach" w EDM.

Grzegorz "Chain" Pindor

Gatunki muzyki
Inne pozostałe aktualności
Zobacz więcej
logo logo