Nie wiem, czy pamiętacie recenzowaną przeze mnie dwa lata temu płytę "Few More Days To Go". Jarałem się nią głównie dlatego, że inspiracje tercetu z Reykiawiku sięgnęły daleko poza ambitną elektronikę czy folk, z których Wyspa Gejzerów słynie. Z każdego zakątka wspomnianego krążka wyglądał psychodeliczny Nowy Jork, zwiedzany pod wpływem pobudzających dragów. Drugie uderzenie "islandzkiego Sonic Youth" cieszy równie mocno, co debiut.