Czy coś zmienia się na krążku "Sports"? Właściwie to nie - wszystkie składowe stylu Fufanu są tu podane z równie obficie, tyle że akcent przenosi się z rocka (Sonic Youth) na psychodelę (The Velvet Undergroud). Zawarte na tym albumie kawałki wolno się rozkręcają, pędzą jednym rytmem, mają nerw i trans, który mnie osobiście przywodzi na myśl Joy Division, a może jeszcze bardziej New Order.
Posłuchajcie świetnego "Gone for More" - przecież ten numer spokojnie mógłby wylądować na "Power, Corruption & Lies". I choć brzmi ta opinia jak posądzenie o kalkę, to w praktyce oznacza moją fascynację, że w dzisiejszych czasach jacyś gówniarze na końcu świata chcą tak jeszcze grać. Z zestawu 10 kawałków chciałbym jeszcze wyróżnić "Just Me", także inspirowany Joy Division, ale przecedzony przez sito kapel z pierwszej dekady XXI wieku, że wspomnę Editors czy Interpol.
Przyczepię się za to do brzmienia (nie po raz pierwszy w przypadku Fufanu). Ja wiem, że ten brud to konwencja, której hołduje ekipa. Sęk w tym, że osoba, która kręciła gałkami sama nie do końca wiedziała, jaki efekt chciała osiągnąć. Tu uwypukla bas, gdzie indziej perkusję, jeszcze w innym miejscu: klawisze. Wokal często ginie za instrumentami i bywa niezrozumiały. Nie lubię tego.
Jednak poza mankamentami brzmieniowymi płycie "Sports" należy się wasza uwaga, a Fufanu zaproszenie na Offa czy innego Openera. Sądzę, że ta muzyka na żywo musi prezentować się rewelacyjnie.
Jurek Gibadło
Mystic