Na okładce albumu "44" widnieje odcisk wojskowego trepa, przywołującego skojarzenia z grafiką debiutanckiej płyty "Pod prąd". Było to jedno z najważniejszych dzieł w dorobku polskiego punk rocka, a piosenki z niego pochodzące wciąż wzbudzają euforię u publiczności, o czym przekonałem się oglądając występ zespołu w ubiegłym roku.
Mimo upływu lat grupa zachowała niepodrabialne brzmienie, do którego idealnie pasuje określenie bieszczadzki rock. Gra punka przefiltrowanego przez hard rock (lider zespołu i główny kompozytor Eugeniusz "Siczka" Olejarczyk uwielbia Black Sabbath), wzbogacając muzykę o folkowe elementy i etniczne instrumenty.
Na "44" nie brakuje świetnych melodii zarówno w ostrej, jak i łagodniejszej odsłonie. W pierwszej części płyty znalazły się utwory o typowo punkowej ekspresji, jak "Akordy", Koleiny gliny" i "Moje łzy". W drugiej zaś nawiązujące do bieszczadzkiego folkloru – "Na szczyt", "Życie trwa" czy "Krzyk".
Siczka jest punkowcem z krwi i kości. Nie owija w bawełnę, jest szczery do bólu i pozostaje poza establishmentem, za co szczególnie cenią go fani.
Mystic