Zastanawiałem się natomiast jak Anette Olzon poradzi sobie solo. Plus dla niej za nienawiązywanie do twórczości swojej byłej kapeli. Owszem, jakieś tam podobieństwa odnajdziemy (tytułowy "Shine" i "Falling"), ale kto posądza Olzon o kopiowanie kolegów, ten powinien co prędzej umyć uszy.
Płycie "Shine" bliżej do smutnego pop rocka z orkiestrowymi wstawkami. Słucha się tego nad wyraz dobrze, bo mamy do czynienia z dziesięcioma bardzo melodyjnymi utworami. Sęk w tym, że większości z nich brakuje charakteru, czegoś co przykułoby uwagi na dłużej. Ja po kilku odsłuchach zakochałem się tylko w jednym numerze, a mianowicie "Floating" mającym coś w sobie z twórczości Mike`a Oldfielda albo Petera Gabriela. To skądinąd ciekawe - ten ostatni jest przecież idolem Tarji Turunen.
Trochę mierżą mnie te wszystkie żale, które Anette wylewa na "Shine". Rozumiem, że to płyta osobista, niemniej można było tematykę rozstań pociągnąć w jakiś bardziej oryginalny sposób. A tytuły mówią wszystko - "Lies", "Falling" i "Moving Away". Kto polubił Anettę za występy w Nightwish, może śmiało sięgnąć po jej solową propozycję. Innych - obawiam się - płyta ta może znudzić po jednym, dwóch odsłuchach.
Jurek Gibadło
Mystic