Kanadyjski muzyk tym razem postawił na prostotę. Jak mówi, kiedy pisał piosenki, była tylko gitara i głos oraz podstawowy rytm. Kolejną rzeczą było wprowadzenie auto-tune'a jako narzędzia studyjnego. Stosowanie tej maszynki stało się dość powszechne, ale w przypadku Panda Bear dodało partiom wokalnym Lennoxa wielowymiarowości i głębi. Wciąż w jego głosie słychać fascynację twórczością The Beach Boys i Briana Wilsona, choć nie ma tu tej słodyczy i ducha zabawy, jak u mistrzów surf rocka.
W skrajnie skromnych, wręcz ascetycznych kompozycjach nie brakuje ciekawych pomysłów aranżacyjnych - dźwięk kropli wody zamiast werbla w "Dolphin", dubowy puls w "Cranked", melodia niczym z wesołego miasteczka w "Token", płacz w "Inner Monologue" czy udział latynoskich muzyków w "Inner Monologue". Cyfrowy folk, minimalistyczna poezja śpiewana, kontemplacyjny pop - wszystkie te określenia doskonale opisują najnowsze dzieło Panda Bear.
Domino/Sonic