Dużą okładkę, lekko ocieplone brzmienie analogowych syntezatorów Johna Medeskiego, głębokie jak studnia basy Chrisa Wooda i utwór "Whiney Bitches", którego na CD nie znajdziemy. Kto chce zabrać muzykę ze sobą, otrzymuje kod do bezpłatnego załadowania albumu w MP3. Jakość jest akceptowalna, bo kompresję przeprowadzono starannie.
To najbardziej funkowy album tria, odpowiedź na popularność europejskiego nu jazzu, którego echa musiały dotrzeć do MMW, kiedy z Molvaerem, Wesseltoftem czy Truffazem dzielili sceny europejskich festiwali. A ponieważ Amerykanie robią wszystko najlepiej, efekt jest fenomenalny.
Z przyjemnością przypomniałem sobie po latach ten album. MMW bawią się muzyką jak na koncertach. Medeski przeskakuje z klawiatury na klawiaturę, a ma ich całą stertę. To wręcz dyskotekowa muzyka do tańca dla trochę zakręconych miłośników nu jazzu. Dużo dobrych, gitarowych riffów wniósł w czterech utworach Marc Ribot, a w "Sasa" zagrali: Steven Bernstein na trąbce suwakowej i Briggan Krauss na saksofonie. Pełny odlot.
BLUE NOTE/UNIVERSAL